piątek, 1 lipca 2011

Klient kontra Bank

Klient kontra Bank

Autorem artykułu jest Arkadiusz F Pluta



Prawie każdy zetknął się z bankami i jego produktami. Niektórzy są zadowoleni lecz coraz więcej osób narzeka na wysokie koszty i brak etyki w postępowaniu bankowców. Niestety trend się nasilił i ze zwyczjnych klientów banku, powoli stajemy się owcami, które trzeba bezlitośnie strzyc.
Kim jest klient dla banku? Odpowiedź jest bardzo prosta. Jest to osoba, która dobrowolnie oddaje prędzej czy później bankowi swoje dotychczasowe i przyszłe pieniądze;-) Ja nazwałbym takiego klienta - „chodzącą prowizją”. Oczywiście banki muszą zarabiać, tak jak każde inne przedsięwzięcie biznesowe. Także osobiście korzystam z ich usług i nie wyobrażam sobie życia bez banków, a szczególnie tych internetowych. Jednak z moich obserwacji wynika, że żądza zysku przeradza się w zachłanność w najgorszym wydaniu. Menadżerowie tych banków obmyślają coraz bardziej wyrafinowane i pozbawione etyki sposoby zdzierania pieniędzy z klientów. W celu unaocznienia tego stwierdzenia napiszę o własnych doświadczeniach z bankami.

Kilka lat temu brałem kredyt refinansujący zakup nieruchomości. W momencie, gdy podpisałem umowę kredytową, dostałem dosyć korzystne warunki i zostałem zwolniony z opłacania prowizji za prowadzenie rachunku, ponieważ należałem do klubu bardziej uprzywilejowanych klientów. W międzyczasie został zmieniony regulamin i pozbawiono mnie tego darmowego rachunku. Mogłem nie płacić prowizji tylko wtedy, gdy wpływy na rachunek będą przekraczać pewną wysoką kwotę. Notabene nowi klienci ten limit mają o blisko połowę niższy!!! Cóż, ja już zostałem złowiony w sieć. Postanowiłem zatem przekierować wpływy z innego rachunku na ten bank, aby co miesiąc był wymagany obrót. Ku memu zaskoczeniu ostatnio zauważyłem, że uznano mój rachunek tą prowizją. Zainterweniowałem i momentalnie uznano tą reklamację. Pracownik banku poinformował mnie, że system informatyczny pomylił się. Badano moją czujność, być może nie zauważę tego faktu!!! Ja na szczęście mam ten rzadki i nielubiany zwyczaj przeglądania wszystkich rachunków na koniec miesiąca, aby zorientować się, co się stało z moimi pieniędzmi. Bardzo polecam. Zdarza się mi średnio na rok wykryć takich pomyłek około trzech i to z reguły na moją szkodę. Ale to nie koniec „dobrych wieści” z tego renomowanego banku. Zgodnie z podpisaną umową kredytową z tzw. rachunkiem balansującym na moim koncie podstawowym (ROR) powinna być kwota około dwóch tysięcy złotych a dopiero nadwyżki ponad tą kwotę spłacają zaciągnięty kredyt. Oczywiście oprocentowanie tego rachunku ROR było bardzo niskie, ale ostatnio całkowicie je zlikwidowano a ja jeszcze zwiększyłem obrót na tym rachunku! Tym sposobem bank ma darmowe pieniądze i to przy rosnących stopach procentowych. Załóżmy, że średnio jest na takim rachunku ROR około trzech tysięcy złotych a taki duży bank może mieć milion takich rachunków. Kalkulując w prosty sposób można zarobić miliony a nawet setki milionów złotych bez żadnego ryzyka! Jak się zorientowałem taka praktyka likwidowania oprocentowania na rachunkach ROR jest stosowana już w większości bankach.

Podsumowując to doświadczenie, korzyści jeszcze przekraczają koszty korzystania z tego banku, ale nie mam do tego banku żadnego zaufania. Banki często określają się jako instytucje publicznego zaufania, ale im coraz bliżej do instytucji publicznego kieszonkowca. Oczywiście sposobów na pozbawianie klientów pieniędzy jest mnóstwo i na pewno powstaną nowe, doskonalsze metody. Dlatego muszę stwierdzić ze smutną konstatacją, że ten trend się nasila. Gros klientów nawet nie wie, że płaci coraz więcej.

Sam pamiętam jak w początkowych stadiach rozwoju polskiej bankowości, banki walczyły o pozyskanie nowych klientów, aby zaoferować im ROR albo zwykły kredyt. Głównym wabikiem było wysokie realne oprocentowanie rachunku oszczędnościowego lub niskie koszty kredytu. Potem zaczęła się era usług dodanych i nadal trwa: oferowanie kart płatniczych, rachunków maklerskich, polis ubezpieczeniowych, produktów inwestycyjnych (m.in. funduszy inwestycyjnych), usługi doładowania do telefonów komórkowych, itp. Gdy zaczęły spadać stopy procentowe, wysokie realne oprocentowanie stało się zbyt dużym ciężarem dla banków, dlatego je zniwelowano. Aby zwiększać zyski banki zaczęły wymyślać różne jawne lub często ukryte opłaty i prowizje (np. opłata za segregowanie banknotów). Stanowią ono już około jedną czwartą zysków. W międzyczasie wypromowano walutowe kredyty hipoteczne. To działanie znacząco poprawiło zyski z operacji walutowych – następne źródło dochodu banków. Sama różnica na tzw. spread (czyli różnicy między ceną zakupu danej waluty a ceną sprzedaży) wynosiła nawet 4%. Ze świecą w ręku należało szukać banku, który przeliczałby raty kredytowe lub sam kredyt po średnim kursie NBP. Niedawna gorączka zakupów na giełdzie pozwoliła bankom-pośrednikom napędzić nie-wyedukowanych klientów do inwestowania za pomocą funduszy inwestycyjnych. W ten sposób banki pobierały prowizje a ich fundusze kolejne prowizje. Nie będę się wypowiadał szczegółowo o innym ukrytym źródle dochodów. Powiem tylko tyle, że fundusze bankowe mogą w łatwy sposób ustalać cenę zakupu i sprzedaży jednostek funduszów, ale także kształtować wycenę jednostki funduszu! Tylko osoba naiwna może wierzyć w tzw. „chiński mur” i że gra toczy się fair play. Strzyżenie owiec stało się bardzo wydajne. Bessa na giełdzie przyhamowała ten proceder, więc banki, aby przyciągnąć nowych klientów zmuszone zostały nieznacznie do podniesienia oprocentowania lokat oszczędnościowych. Za to koszty kredytów rosną jeszcze szybciej, pomimo obowiązywania ustaw regulujących te kwestie. Od przynajmniej roku trwa nagabywanie klientów przez banki albo prywatne firmy z nimi powiązane na „bezpieczne produkty strukturyzowane”. Ostatnio znany giełdowy bank poinformował, że rosną zyski ze sprzedaży tego typu produktów. W skrócie taki produkt strukturyzowany („struktura”) wygląda na inwestycję zwykłą lokatę lub obligacje z reguły na kilka lat powiązaną z zakupem opcji na wybrany instrument. Struktura gwarantuje nam zwrot włożonego kapitału i często opakowana jest w polisę ze względów podatkowych. Duży zysk jest jedynie możliwy, gdy dana opcja wypali np. opcja na wzrost albo spadek indeksu giełdowego, ceny złota, ceny produktu rolnego lub na cokolwiek innego. Jest to dla mnie czysty zakład bukmacherski, gdzie obstawiam czy dany scenariusz się spełni. W zamian bank przez lata korzysta z naszych pieniędzy, pobierze sutą prowizję z góry i jeśli opcja wypali partycypuje w limitowanych zyskach. To on ustala reguły i nie łudźmy się, w każdej sytuacji korzystne są one dla banku. Sytuacja klienta jest pozornie lepsza niż w funduszu inwestycyjnym, bo klient nie straci kapitału. Jeśli struktura nie wypali, to klient ma kapitał ale „wielkie nic” za oddanie na długi czas swoich pieniędzy bankowi. Spróbujmy tylko zerwać taką lokatę strukturyzowaną a zapłacimy za ten fakt drakońsko.

Jeżeli już ktoś lubi spekulować albo hazard, to proponuję mojego autorstwa strukturę. Gdy mamy wolne 10 000 zł, to za 9500 zł kupujemy obligacje zerokuponowe i po roku mamy z powrotem cały kapitał. Za pozostałe 500 zł obstawiamy w każdy tydzień numerki w Lotto albo idziemy do zakładu bukmacherskiego. W ten sposób też zapłacimy prowizję za zakup obligacji, ale gwarantuję, że jest o niebo niższa a zyski z hazardu mogą być niesamowite. Poza tym gdybyśmy wcześniej potrzebowali kapitału zawsze kontrolujemy sytuację, ponieważ możemy sprzedać obligacje. Życzę przyjemnej zabawy.http://www.aphossa.pl
---

Arkadiusz, Inwestor, www.aphossa.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz