piątek, 1 lipca 2011

Dlaczego trwająca prawie 20 lat edukacja szkolna, nie zapewnia nam pomyślnego i dostatniego życia.

Dlaczego trwająca prawie 20 lat edukacja szkolna, nie zapewnia nam pomyślnego i dostatniego życia.

Autorem artykułu jest Jacek Ziętak



W ciągu prawie 20 lat nauki zdobywamy ogromną wiedzę, która pozwala nam funkcjonować w społeczeństwie. Ale czy wiesz co zrobić, aby zagwarantować sobie sukces i dostatek w życiu? Oto 4 dyscypliny wiedzy, które są kluczem do Twojego nieograniczonego szczęścia i bogactwa.

Do napisania, tego artykułu skłoniła mnie lektura serii książek R.Kiyosaki oraz osobiste kilkunastoletnie doświadczenie biznesowe. Niewątpliwą prawdą jest, że to czego uczymy się w szkołach jest zasadniczo potrzebne i przydatne. Ale w dobie globalizacji i Internetu – szybkiej komunikacji (w erze informacji), niestety dalece niewystarczające. Aby odnosić sukcesy zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym potrzebne są dodatkowe umiejętności, których obecny powszechny system edukacji nas nie uczy.



Komunikacja

Tak się akurat składa, że czy tego chcemy czy nie, przez znakomitą większość naszego życia rozmawiamy ze sobą, nawiązujemy kontakty, mamy do czynienia z pieniędzmi, kupujemy, sprzedajemy i inwestujemy. Tak na dobrą sprawę, jeśli się zastanowić nad tym wszystkim, to można dojść do wniosku, że przez cały okres edukacji nikt nas nie uczy komunikacji, sprzedaży, finansów oraz inwestowania. Oczywiście, nie dotyczy to osób, które są w danej dziedzinie profesjonalistami, czy ekspertami i z racji wykonywanej profesji znają jedną lub kilka z wymienionych umiejętności.

Niewiele jest osób, które opanowały powyższe umiejętności w stopniu, który umożliwia ich efektywne wykorzystanie w codziennym życiu, a przecież tak wiele od tego zależy, jakimi będziemy ludźmi, co będziemy w życiu robić i z jakimi efektami.
Przykładem takich osób, które efektywnie wykorzystują w swoim życiu te umiejętności mogą być wspomniany R.Kiyosaki oraz B.Gates, D.Trump, M.Dell czy W.Buffet.

Od pierwszych dni naszego życia mamy do czynienia z ciągłą komunikacją, która wraz z naszym rozwojem przybiera coraz doskonalsze formy i dotyczy coraz szerszego kręgu osób o różnych osobowościach. Na początku jest to komunikacja dziecko-rodzice, potem dzieci-dzieci i w końcu dzieci-dorośli (nie będący rodzicami). W tym momencie nasuwa się pytanie, czy my dorośli, rodzice umiemy rozmawiać właściwie z naszymi dziećmi lub między sobą? Odpowiedź brzmi nie, bo skąd mamy to umieć, skoro przez całą naszą edukację szkolną nikt nas tego nie uczył. Nie chodzi mi o to, aby kogokolwiek za to obwiniać. Nie to jest istotne. Najistotniejsze jest to, aby mieć świadomość tych niedostatków w naszej edukacji i starać się je uzupełniać poza powszechnym systemem szkolnym, bo to nam otwiera drogę do lepszego i świadomego kontaktu z naszymi dziećmi oraz naszym otoczeniem, a co za tym idzie czyni z nas ludzi bardziej otwartych i odporniejszych na różne przeciwności życiowe.

To mogą być kursy specjalistyczne (NLP), seminaria, bądź czytanie fachowej literatury w danej dziedzinie. Jeśli chodzi o ostatnią formę to gorąco polecam i zachęcam do czytania poradników z danej dziedziny, których jest coraz więcej na rynku wydawniczym, a ich autorami są praktycy, osoby, które codziennie wykorzystują posiadane umiejętności i odnoszą przy tym udokumentowane sukcesy.



Finanse

Podobnie ma się sytuacja z wiedzą na temat pieniędzy, Tak jak wcześniej wspomniałem, od najmłodszych lat, a na pewno w wieku szkolnym, każde dziecko ma kontakt z pieniędzmi. To w tym momencie tak na prawdę zaczyna się nasza edukacja i wszechobecne obcowanie z finansami. Jakie będą tego rezultaty w późniejszym życiu, zależy od tego jak my rodzice, opiekunowie traktujemy sferę związaną z finansami, jakie mamy nawyki i w jaki sposób uczymy nasze dzieci, jak mają się obchodzić z pieniędzmi teraz i na przyszłość.

I tu znowu rodzi się pytanie. Czy my dorośli, rodzice jesteśmy w stanie przekazać naszym dzieciom odpowiednią wiedzę na temat pieniędzy, jak nimi sensownie i mądrze gospodarować, czy w późniejszym czasie, jak je rozsądnie i mądrze inwestować? Czy my sami umiemy na tyle prawidłowo zarządzać naszymi finansami osobistymi, domowymi budżetami, aby móc przekazywać tę wiedzę naszym dzieciom? Kto z nas robi co miesiąc, albo chociaż raz na kwartał, zestawienia finansowe domowych przychodów i wydatków? Przytłaczająca większość tego nie robi, bo nie wie jak to robić i czemu ma to służyć, a tak łatwo podejmujemy zobowiązania na kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy złotych, biorąc kredyty samochodowe lub hipoteczne na wiele lat.

Niestety i tym razem odpowiedź brzmi nie, chociaż ta umiejętność wydaje się być ważniejsza niż umiejętność komunikowania się. Jeśli nie umiemy się komunikować, najwyżej się nie dogadamy i tyle. Jeśli popełnimy błąd w zagadnieniach związanych z finansami konsekwencje mogą być dużo poważniejsze – problemy ze spłatą kredytów, kart kredytowych, debetów itp.

W znakomitej większości nie posiadamy żadnej lub prawie żadnej wiedzy związanej z finansami. A dlaczego? Bo podobnie jak w pierwszym przypadku dotyczącym komunikacji, mamy podobne braki edukacyjne w dziedzinie finansów. Niestety, ale obecny system edukacyjny, nie tylko zresztą w Polsce, ale także na świecie nie uczy alfabetu finansowego. I tu znowu kłania się potrzeba niezależnego zdobywania wiedzy w tym zakresie poza oficjalnym systemem edukacyjnym.

Co z tego, że będziesz specjalistą w jakiejś dziedzinie, bądź wysoko cenionym ekspertem i będziesz zarabiał niemałe pieniądze, kiedy nie będziesz posiadał elementarnych umiejętności jak nimi zarządzać. Najprawdopodobniej przez całe życie będziesz odczuwał ciągły ich brak.

Jest wiele przypadków w Polsce, jak i na świecie, gdzie jakaś osoba zdobywa nagle ogromną fortunę. Może to być spadek lub wygrana w totolotka, a po kilku latach ponownie żyje w biedzie i niedostatku bądź co gorsze w skrajnej nędzy. Niestety, kłania się tutaj kompletny brak wiedzy na temat pieniędzy, zarządzania nimi, po prostu brak alfabetu finansowego lub tzw. inteligencji finansowej.

Chociażby powyższe przykłady, przemawiają za tym, aby nie zaniedbywać edukacji finansowej i pokazują one jak ważną i istotną rolę odgrywa w naszym życiu.



Sprzedaż

Niestety idąc dalej i wkraczając w bardziej dorosłe życie, dochodzimy do momentu, kiedy staramy się o pierwszą pracę w swojej karierze zawodowej lub budujemy nasz własny pierwszy biznes. Piszemy CV, list motywacyjny i jeśli się przebijemy przez wstępne sito to trafiamy na rozmowę kwalifikacyjną. I tu nasuwa się pytanie. A co my tak właściwie robimy na tej rozmowie, jaki jest jej cel, co chcemy osiągnąć? Oczywiście, nasz przyszły pracodawca chce poprzez taką rozmowę lepiej nas poznać i ocenić naszą przydatność na oferowanym stanowisku pracy, a my - my liczymy na to, że to właśnie nas wybierze jako swojego nowego pracownika, a nie kogoś innego. Czyli tak faktycznie poprzez rozmowę, my sprzedajemy siebie naszemu potencjalnemu pracodawcy. Tak to właśnie jest, chociaż może wydawać się śmieszne. Przecież my nic nie sprzedajemy, a jednak czy tego chcemy, czy nie, jest to sprzedaż.

To samo dotyczy osób, które prowadzą jakiś biznes, nie ma znaczenia czy duży, czy mały. Codziennie prowadzą dziesiątki, a może setki rozmów handlowych, negocjacji, uzgodnień. To tak naprawdę też jest sprzedaż. W tym momencie posiadając te dwie umiejętności, a więc umiejętność komunikowania się i sprzedaży, mamy bardzo duże szanse, że w większości przypadków osiągniemy zamierzony cel. Zawsze wygrywa osoba bardziej komunikatywna, bo umie lepiej siebie lub coś sprzedać. Jeśli osiągniemy synergię komunikacji i sprzedaży to możemy naprawdę wiele w życiu osiągnąć.



Inwestowanie

Wreszcie dochodzimy do etapu, kiedy coś kupujemy lub sprzedajemy. Jeśli kupujesz przykładowo samochód, dom lub mieszkanie, to co to jest? To jest z kolei inwestowanie. To jest bardzo ważny moment, bo jakbyśmy wyszli na ulicę i zadali kilku przechodniom pytanie: czy jesteś inwestorem?, to większość odpowie, że nie. Dlaczego? Bo większość z nas kupno samochodu, domu lub mieszkania nie traktuje jako inwestycję.

Wynika to z faktu, że w naszym postępowaniu, nie mamy zakodowanych tych czynności jako inwestycja, a to jest jak najbardziej inwestycja. Różnica polega tylko na tym, że osoba posiadająca inteligencję finansową dokładnie wie, że takie zakupy to inwestycja i umie dodatkowo precyzyjnie rozróżnić czy jest to nabycie aktywów, czy pasywów.

Najkrótsza definicja aktywów to to wszystko co nam wkłada pieniądze do naszej kieszeni, natomiast pasywa, to to wszystko co nam wyciąga pieniądze z kieszeni.

Większość z nas nie wie, że jest inwestorem, a mało kto dokonuje podziału tych inwestycji na aktywa i pasywa. Jest wśród nas wiele osób, które zakup domu, mieszkania lub samochodu traktuje jako aktywa, a to są pasywa. Dopóki, takie inwestycje nie zaczną wkładać do naszej kieszeni pieniędzy, to nie są to nasze aktywa.

Oczywiście nie mam zamiaru podważać celowości takich zakupów, ani nie jest moim zamiarem namawianie kogokolwiek, aby nie kupować takich rzeczy. Chodzi mi tylko o to, żeby mieć świadomość, że taki zakup zawsze jest inwestycją i umieć ją odpowiednio zakwalifikować, czy stanowi on dla nas aktywa, czy pasywa. Ta błaha z pozoru różnica w kwalifikacji dokonanego zakupu, inwestycji, niesie ze sobą bardzo ważną informację dla naszego budżetu domowego lub biznesowego. W tym momencie zmienia się nasza relacja pomiędzy dochodami i wydatkami, pomiędzy aktywami i pasywami. Coś rośnie coś maleje. Gdzie jest granica bezpieczeństwa? Tą granicę trzeba kontrolować

Jest to bardzo istotna umiejętność jaką powinna posiadać każda osoba, która w przyszłości nie chce popaść w swoim życiu w poważne tarapaty finansowe.

Reasumując, artykuł ten ma nam wszystkim uświadomić, że sama edukacja szkolna i profesjonalna (zawodowa) już nie wystarcza, bo nie gwarantuje nam ani pracy, ani sukcesu finansowego, ani spokojnej emerytury. Dlatego, jeśli nie podejmiemy wysiłku, aby zdobyć te dodatkowe umiejętności w tych 4 fundamentalnych dziedzinach:

- komunikacja,
- finanse,
- sprzedaż
- inwestowanie

możemy nie sprostać codziennemu życiu i panującej ogólnie konkurencji w dobie trwającej globalizacji, rozwijającego się internetu, szybkiego obiegu informacji i błyskawicznych transferów pieniędzy. Bez tych umiejętności, mamy bardzo małe szanse lub jest to prawie niemożliwe, aby osiągnąć spokojne i dostanie życie.

Z tą myślą powstał właśnie serwis Praktycznie o inwestowaniu i biznesie, aby ułatwić dostęp do praktycznej wiedzy z zakresu komunikacji, finansów, sprzedaży i inwestowania, wiedzy którą można zdobywać często za darmo lub za niewielkie pieniądze. W serwisie tym znajdują się również artykuły tematycznie związane z powyższymi dyscyplinami oraz informacje na temat różnych kursów i szkoleń. Są także liczne darmowe publikacje, które można od ręki pobrać i czytać.

Zapraszam tych wszystkich, którym leży na sercu własna edukacja, własne szczęście i dobrobyt oraz szczęście i dobrobyt ich dzieci, do zapoznania się z zawartością tego serwisu. Jeśli choć jedna osoba dzięki tej inicjatywie osiągnie spokój i dostatnie życie, będzie to dla mnie, pomysłodawcy i współtwórcy serwisu, największa nagroda. Mile będą także widziane słowa konstruktywnej krytyki, które na pewno przyczynią się do udoskonalenia tego serwisu.


Jacek Ziętak

---

Praktycznie o inwestowaniu i biznesie


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

OFE – czy to dobre rozwiązanie?

OFE – czy to dobre rozwiązanie?

Autorem artykułu jest Marcin Bielicki



Zastanawiasz się nad tym, czy dobrze zrobiłeś przystępując do II filara? Mam nadzieję, że ten artykuł usunie wszelkie wątpliwości.
Na dniach obchodziliśmy pierwszą rocznicę bessy na GPW – dla większości inwestorów nie był to powód do radości. W szczególności zaniepokojeni mogą być członkowie Otwartych Funduszy Emerytalnych (OFE), czyli II filara emerytalnego, zwłaszcza ci, którym do emerytury pozostało niewiele czasu. Warto więc spojrzeć, czy przynależność do OFE (obligatoryjna dla osób urodzonych po 31 grudnia 1968 roku) niesie ze sobą korzyści większe niż przynależność do ZUS.
Należy przede wszystkim zacząć od tego, że do OFE składkę odprowadza ZUS – jest to 7,3% podstawy wymiaru składki, którą jest nasza pensja brutto. Reszta środków (12,22%) zostaje w ZUSie i służy do wypłacania świadczeń obecnym emerytom. Emerytura z ZUSu dla dzisiejszych pracowników będzie wypłacona ze składek ich pracujących dzieci, zaś jej wysokość nie będzie wynikała z zarządzania naszymi składkami w ZUSie (jak napisałem składki pracowników są natychmiast przeznaczane na wypłaty emerytur), ale - zgodnie z nowymi zasadami dla pracowników urodzonych po 31 grudnia 1948 roku – z podzielenia sumy waloryzowanych corocznie składek przez przewidywane średnie dalsze trwanie życia ubezpieczonego.
Pieniądze w OFE są z kolei zarządzane dużo efektywniej – na mocy przepisów prawa OFE mogą inwestować do 40% środków w akcje, resztę lokując w obligacjach skarbowych. Takie rozwiązanie powoduje, że nasze składki mogą wypracować dużo większą stopę zwrotu niż środki (a w zasadzie zapis elektroniczny) w ZUSie, który waloryzuje je o ¾ realnego (czyli ponad inflację) wzrostu płac. Przy takiej stopie waloryzacji ubezpieczeni w ZUSie tracą tym więcej, im szybciej rozwija się gospodarka i – co za tym idzie – rosną wynagrodzenia. Przy realnym wzroście płac na poziomie 2% wskaźnik waloryzacji wyniesie 1,5%, zaś przy wzroście 8% wskaźnik ten wyniesie 6%, tak więc wraz ze wzrostem płac różnica w przyroście składek będzie się powiększać na korzyść OFE, gdyż oprócz tego, że od wyższego wynagrodzenia będą odprowadzane wyższe składki (to dotyczy obu filarów) OFE będzie wypracowywać w czasie dobrej koniunktury – poprzez inwestycje w akcje – znacznie wyższy zysk niż wysokość stopy waloryzacji ZUS.
Od początku swego istnienia wszystkie OFE wypracowały trzycyfrową stopę zwrotu – według stanu na 31 lipca 2008 roku stopa ta waha się od 142,9% (Allianz i Pocztylion) do 177,6% (ING) . Nawet więc mimo trwającej już rok bessy najlepszy fundusz może pochwalić się średnioroczną stopą zwrotu w wysokości około 12%. Takiej stopy nie zapewni ZUS, obligacje, ani lokaty bankowe. Dodatkowo uwzględniając, że wzrost cen w okresie 1999-2008 ma wynieść nieco ponad 46% uzyskujemy realny wzrost wartości naszego portfela na poziomie od 66,4% (Allianz i Pocztylion) do 90,1% (ING). Z upływem czasu ten realny zysk będzie się powiększał. Z kolei średnia stopa waloryzacji ZUS w latach 1999-2007 wyniosła 6,9% i zakładając taką stopę również w roku 2008 składki w I filarze wzrosną w latach 1999-2008 nominalnie o 94,9%, zaś realnie o 33,5% - zwracam uwagę, że wypłata zwaloryzowanych świadczeń będzie się odbywać ze składek pracowników i dotacji z budżetu państwa, a więc z podatków nas wszystkich, ZUS nie jest bowiem samofinansujący.
Należy jednak pamiętać, że oba filary mogą nie zapewnić nam utrzymania dotychczasowego standardu życia po przejściu na emeryturę. Z symulacji przeprowadzonej na kalkulatorze emerytalnym na stronie http://www.ike.edu.pl/index.php?id=0,16,0,0,1,0 wynika, że tzw. stopa zastąpienia (stosunek emerytury do ostatniego wynagrodzenia) przy następujących założeniach:
-płeć – kobieta,
-wiek – 30 lat,
-zarobki – 3200 brutto,
-przejście na emeryturę w wieku 60 lat,
-stopa zwrotu netto (po uwzględnieniu inflacji) z OFE – 6%,
-opłata od składki – 7% (do 2014 roku ma się zmniejszyć do 3,5%),
wyniesie 36%, przy czym większa część emerytury zostanie wypłacona z OFE, mimo że odprowadzana jest tam znacznie mniejsza część składki emerytalnej, niż do ZUSu.
Aby pokazać skalę porównawczą poniżej zaprezentuję jeszcze trzy symulacje mając na uwadze wcześniejszy wiek emerytalny kobiet – pierwsza przy założeniach jak wyżej, ale z dodatkowym oszczędzaniem w III filarze, druga z wydłużonym wiekiem emerytalnym z oszczędzaniem w dwóch filarach i trzecia z wydłużonym wiekiem emerytalnym i oszczędzaniem w III filarze:
1.
-płeć – kobieta,
-wiek – 30 lat,
-zarobki – 3200 brutto,
-przejście na emeryturę w wieku 60 lat,
-stopa zwrotu netto z OFE – 6%,
-opłata od składki – 7%,
-odkładanie 100 złotych miesięcznie w III filarze,
-stopa zwrotu netto z III filara – 8%,
-opłata od składki w III filarze – 5%.
Stopa zastąpienia - 51%

2.
-płeć – kobieta,
-wiek – 30 lat,
-zarobki – 3200 brutto,
-wskaźnik realnego wzrostu wynagrodzenia – 3%,
-przejście na emeryturę w wieku 65 lat,
-stopa zwrotu netto z OFE – 6%,
-opłata od składki – 7%.
Stopa zastąpienia - 44%

3.
-płeć – kobieta,
-wiek – 30 lat,
-zarobki – 3200 brutto,
-wskaźnik realnego wzrostu wynagrodzenia – 3%,
-przejście na emeryturę w wieku 65 lat,
-stopa zwrotu netto z OFE – 6%,
-opłata od składki – 7%,
-odkładanie 100 złotych miesięcznie w III filarze,
-stopa zwrotu netto z III filara – 8%,
-opłata od składki w III filarze – 5%.
Stopa zastąpienia - 64%

Jak widać podwyższenie dla kobiet wieku przechodzenia na emeryturę do 65 lat połączone z odkładaniem pieniędzy w III filarze znacznie podniosłoby stopę zastąpienia. Zachęcam do przeprowadzania samodzielnych symulacji na kalkulatorach na stronie http://www.ike.edu.pl/index.php?id=0,16,0,0,1,0 i do wpisywania tam swoich wartości liczbowych. Ja chciałbym jedynie zwrócić uwagę na to, że z powyższych symulacji wynika, iż skuteczniejszym sposobem na zwiększenie świadczenia emerytalnego jest dodatkowe oszczędzanie, nie zaś dłuższa praca.
Jak widać OFE, mimo że pomnażają składki znacznie efektywniej niż ZUS, nie mogą zapewnić utrzymania dotychczasowego poziomu życia na emeryturze. Jest to spowodowane m.in. ograniczeniami w inwestowaniu składek, o których napisałem wcześniej – OFE nie mogą zapewnić przyszłym emerytom tak wysokich średniorocznych stóp zwrotu jak fundusze akcji. Warto więc pomyśleć o odkładaniu dodatkowych pieniędzy, najlepiej jak najwcześniej, kiedy do emerytury zostaje jeszcze dużo czasu. Niekoniecznie musi to być Indywidualne Konto Emerytalne (IKE) albo Pracownicze Programy Emerytalne (PPE) – można odkładać pieniądze również poprzez samodzielny zakup akcji, obligacji, jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych. Każdy z tych sposobów zapewni w dłuższej perspektywie zysk, który pomoże cieszyć się życiem na emeryturze.
---

Marcin Bielicki, Dyrektor DM Fio, Makler Papierów Wartościowych http://www.fio.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

0 Po co nam wiedza o naszych finansach...

Po co nam wiedza o naszych finansach...

Autorem artykułu jest Zdzisław Salwa



W życiu, w finansach osobistych nawet zawodowi księgowi są amatorami. Tego odkrycia dokonałem na spotkaniach z moimi klientami, z których wielu zarządzało mniejszymi lub większymi firmami, byli ekonomistami, wykładowcami tej dziedziny na uczelniach, a w prywatnym życiu finansowym popełniali kardynalne błędy.


W życiu, w finansach osobistych nawet zawodowi księgowi są amatorami. Tego odkrycia dokonałem na spotkaniach z moimi klientami, z których wielu zarządzało mniejszymi lub większymi firmami, byli ekonomistami, wykładowcami tej dziedziny na uczelniach, a w prywatnym życiu finansowym popełniali kardynalne błędy.

Opowiem o jednym takim przypadku. Któregoś dnia przyszedł do biura klient z ulicy, Pan Jacek. Zapytał, czy mógłby mu ktoś przejrzeć jego finanse i pomóc mu zarządzać nimi. Wyjął z teczki gruby plik dokumentów. To były różnego rodzaju umowy kredytowe, polisy ubezpieczeniowe (miał ich 8 na życie) i lokaty bankowe. Ponieważ było tego bardzo dużo, umówiliśmy się na ich skopiowanie i na wizytę w sobotę, bo to najspokojniejszy dzień w tygodniu. Pan Jacek miał niepotrzebnie o kilka polis na życie za dużo. Jego kredyty po skonsolidowaniu pozwoliły mu na znaczne obniżenie raty. Lokaty blokowały potrzebne mu środki. Po uporządkowaniu tych spraw zaoszczędziłem mu 4.000 miesięcznych wydatków! Część z tych pieniędzy postanowił inwestować systematycznie, a część pozwoliło mu na realizowanie jego planów podróży. Z lokat pozostawiłem jedną, na krótki okres (3-miesięczna), a resztę postanowił zainwestować. Dlaczego o tym piszę? Bo ludzie we własnych finansach często czują się zagubieni, a niewiele osób ma taką odwagę jak Pan Jacek, by przyjść do doradcy i otworzyć się. Ta rola powinna należeć do doradcy finansowego. Doradca finansowy powinien umieć zanalizować sytuację klienta od A do Z i umiejętnie mu doradzić, co w niej zmienić. Aha, i na koniec rozmów dowiedziałem się, że jest księgowym w dużej korporacji handlowej.

Niestety, w finansach osobistych działamy najczęściej na oślep. Ulegamy nastrojom i emocjom. Dajemy się manipulować reklamie, sprzedawcom czy chwilowemu urokowi. Szkoła nie poświęca ani jednej godziny, by przygotować nas do najważniejszej części naszego życia – dobrego ułożenia naszego budżetu rodzinnego i sprawnego zarządzania nim. Większość naszych rodaków nigdy nie planowała i nie kontrolowała swoich osobistych finansów, a dostępność do pożyczania pieniędzy (chwilówki, pożyczki, karty kredytowe) jeszcze ten stan pogłębiła. Mamy zatem dość zły obraz zarządzania naszymi finansami. Do tego dochodzi jeszcze powszechne przekonanie, że przecież i tak wszystko wiemy najlepiej, a w najgorszym przypadku zapytamy sąsiada.
Kiedy jednak już przekonujemy się, iż musimy mieć jakąś kontrolę nad naszymi finansami, to robimy to niezbyt chętnie i najczęściej niesystematycznie. Kupujemy nawet czy ściągamy darmowy program do zarządzania budżetem, ale już po kilku uruchomieniach nie chce nam się kontynuować tej pracy. Uważamy, że nakład pracy i czasu nie jest wart tego wysiłku. Nie jesteśmy przekonani co do efektywności naszego działania.

Jedyna rada, to polubić systematyczność! Wiem, to trudne…Sam tego doświadczałem. Zresztą zdradzę Ci, ż w rozmowie z doradcami finansowymi, Oni mówiąmi to samo. Jeśi nawet zabierają się do poważego traktowania swoich własnych finansów, to zwykle starcza im cierpliwości przez miesiąc, dwa, no a czasem nawet pół roku…Kiedy ich pytałem o powody, to zwykle podawali fakt, że dużo czasu zajmowała im ewidencja wszystkich danych, czasem robili to w zeszycie w kratkę, czasem próbowali stworzyć jakiś arkusz w Excelu.
No i po jakimś czasie dochodzili do wniosku, że nakład pracy jest zbyt duży w stosunku do potencjalnych oszczędności.
Szkoda..? Szkoda!
Polubić jednak moża. Jest kilka, a może kilkanaście programów i gotowych arkuszy budżetu domowego. Te programy nie wymagają wpisywania każdego zakupu czy kosztu osobno. Grupują pewne koszty i znacznie ułatwiają śledzenie jak przedstawiają się koszty do przychodów i czy tendencja w naszym gospodarstwie (nie ważne jak wielkim) jest pozytywna czy też raczej nie…

LEFTNajważniejszym powodem kontrolowania własnych finansów, jest możliwość zapobieżenia wyciekaniu ich z wielu możliwych miejsc. Można to przyrównać do bardzo dziurawego systemu hydraulicznego, ze starymi, niedrożnymi a jednocześnie dziurawymi rurami. Długo tolerowałbyś takie rury we własnym domu? NIE! Bo to kosztuje. Każdy ma licznik. No właśnie… A Budżet Domowy (program) ma być takim licznikiem, który Ci pokaże czy takie dziury są. /LEFT

Jeden z przykładów takich dziur, to np. zakupy w hipermarketach, kiedy to stojąc już w kolejce do kasy, podsuwa nam się dodatkowe „promocje”. Nie mamy już ochoty na sprawdzenie jaka jest wartość upustu, i skuszeni kupujemy coś, co być może wcale nam nie jest potrzebne. Inny taki przykład, to korzystanie z bankomatów. Przypomnij sobie ile razy korzystasz w miesiącu z bankomatu nie Twojego banku i płacisz 4-5 zł? Cztery razy? Pięć? To około 20 złotych na miesiąc. A gdybyś do tego dodał niepotrzebnie wydane 30 zł w kolejce do kasy? Ha! A teraz popatrz! Te 50 zł zainwestowane co miesiąc przez 40 lat mogłoby Ci dać PÓŁ MILIONA złotych! Czy warto zatkać te dziury!? Odpowiedz sobie sam...
---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Ile pieniędzy trafia do ZUS, ile do OFE czyli podział składników pensji

Ile pieniędzy trafia do ZUS, ile do OFE czyli podział składników pensji

Autorem artykułu jest analizy OFE multiofe.pl



Jak obliczyć części składowe pensji, na czym polega system emerytalny po reformie w 1999, jakie są koszty pracy.

* Na czym polega system emerytalny po 1999 roku?
system kapitałowy (w odróżnieniu od repartycyjnego) to
-emerytura adekwatna do składek
-wysokość emerytury zależna od wysokości składek i czasu ich ---płacenia oraz efektów finansowych OFE
-dla (prawie) wszystkich te same zasady
-płacimy na swoje imienne konto (koniec z "umową międzypokoleniową")

Otwarte Fundusze Emerytalne nie są, jak ZUS, firmami państwowymi, ale są to fundusze (czyli tzw. masy majątkowe) prowadzone przez specjalne spółki (PTE- Powszechne Towarzystwa Emerytalne), w których zwykle część udziałów mają znane bardziej lub mniej firmy finansowe (ubezpieczeniowe, banki itd). Chcąc zapewnić nam maximum bezpieczeństwa (czyli- w uproszczeniu- żeby nie powtórzyła się historia Grobelnego) PTE sa obwarowane cała masą nakazów i zakazów, priorytetów oraz limitów dotyczących tak rodzaju ich udziałowców, jak sposobu prowadzenia, metod zarządzania składkami itd.

Twoją pensję obliczasz tak:
(pensja brutto - składki pracownika) - podatek = netto
koszty pracy = składki pracodawcy + pensja brutto
Filar III- to Twoja prywatna emerytura, na którą możesz dobrowolnie wpłacać składki do Towarzystw Ubezpieczeń na Życie (TUnŻ), lub IKE w dodolnej formie. Są to firmy zupełnie niezależne od ZUS i państwa, prowadzone przez doświadczonych i uznanych na świecie specjalistów od zarządzania finansami- których zadaniem jest pomnażanie Twoich pieniędzy.

Na I i II filar (ZUS i OFE) składka jest obowiązkowa- nie można jej uniknąć. Twój pracodawca płaci ją (po części z Twojej pensji) do ZUSu, który z kolei 1/5 z tego przesyła do wybranego przez Ciebie OFE.

Będą więc dwie emerytury ... a niektórzy będą mieli nawet 3! Pierwsza- z ZUS; druga- z OFE, trzecia- dla tych, co ubezpieczą się w TUnŻ. Przy czym najczęściej będzie to rozkład rosnący (zupełnie inny niż rozkład składek!)- najniższa emerytura (a najwyższa składka) z ZUS, najwyższa (przy zwykle najniższej składce) z prywatnej firmy.


Zobacz:
* Zestawienie trzech filarów i ich cech
* podział części składowych pensji


zus-koszty

(zgoda na przedruk z zachowaniem odnośników)

---

Dział Analiz multiofe.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Klient kontra Bank

Klient kontra Bank

Autorem artykułu jest Arkadiusz F Pluta



Prawie każdy zetknął się z bankami i jego produktami. Niektórzy są zadowoleni lecz coraz więcej osób narzeka na wysokie koszty i brak etyki w postępowaniu bankowców. Niestety trend się nasilił i ze zwyczjnych klientów banku, powoli stajemy się owcami, które trzeba bezlitośnie strzyc.
Kim jest klient dla banku? Odpowiedź jest bardzo prosta. Jest to osoba, która dobrowolnie oddaje prędzej czy później bankowi swoje dotychczasowe i przyszłe pieniądze;-) Ja nazwałbym takiego klienta - „chodzącą prowizją”. Oczywiście banki muszą zarabiać, tak jak każde inne przedsięwzięcie biznesowe. Także osobiście korzystam z ich usług i nie wyobrażam sobie życia bez banków, a szczególnie tych internetowych. Jednak z moich obserwacji wynika, że żądza zysku przeradza się w zachłanność w najgorszym wydaniu. Menadżerowie tych banków obmyślają coraz bardziej wyrafinowane i pozbawione etyki sposoby zdzierania pieniędzy z klientów. W celu unaocznienia tego stwierdzenia napiszę o własnych doświadczeniach z bankami.

Kilka lat temu brałem kredyt refinansujący zakup nieruchomości. W momencie, gdy podpisałem umowę kredytową, dostałem dosyć korzystne warunki i zostałem zwolniony z opłacania prowizji za prowadzenie rachunku, ponieważ należałem do klubu bardziej uprzywilejowanych klientów. W międzyczasie został zmieniony regulamin i pozbawiono mnie tego darmowego rachunku. Mogłem nie płacić prowizji tylko wtedy, gdy wpływy na rachunek będą przekraczać pewną wysoką kwotę. Notabene nowi klienci ten limit mają o blisko połowę niższy!!! Cóż, ja już zostałem złowiony w sieć. Postanowiłem zatem przekierować wpływy z innego rachunku na ten bank, aby co miesiąc był wymagany obrót. Ku memu zaskoczeniu ostatnio zauważyłem, że uznano mój rachunek tą prowizją. Zainterweniowałem i momentalnie uznano tą reklamację. Pracownik banku poinformował mnie, że system informatyczny pomylił się. Badano moją czujność, być może nie zauważę tego faktu!!! Ja na szczęście mam ten rzadki i nielubiany zwyczaj przeglądania wszystkich rachunków na koniec miesiąca, aby zorientować się, co się stało z moimi pieniędzmi. Bardzo polecam. Zdarza się mi średnio na rok wykryć takich pomyłek około trzech i to z reguły na moją szkodę. Ale to nie koniec „dobrych wieści” z tego renomowanego banku. Zgodnie z podpisaną umową kredytową z tzw. rachunkiem balansującym na moim koncie podstawowym (ROR) powinna być kwota około dwóch tysięcy złotych a dopiero nadwyżki ponad tą kwotę spłacają zaciągnięty kredyt. Oczywiście oprocentowanie tego rachunku ROR było bardzo niskie, ale ostatnio całkowicie je zlikwidowano a ja jeszcze zwiększyłem obrót na tym rachunku! Tym sposobem bank ma darmowe pieniądze i to przy rosnących stopach procentowych. Załóżmy, że średnio jest na takim rachunku ROR około trzech tysięcy złotych a taki duży bank może mieć milion takich rachunków. Kalkulując w prosty sposób można zarobić miliony a nawet setki milionów złotych bez żadnego ryzyka! Jak się zorientowałem taka praktyka likwidowania oprocentowania na rachunkach ROR jest stosowana już w większości bankach.

Podsumowując to doświadczenie, korzyści jeszcze przekraczają koszty korzystania z tego banku, ale nie mam do tego banku żadnego zaufania. Banki często określają się jako instytucje publicznego zaufania, ale im coraz bliżej do instytucji publicznego kieszonkowca. Oczywiście sposobów na pozbawianie klientów pieniędzy jest mnóstwo i na pewno powstaną nowe, doskonalsze metody. Dlatego muszę stwierdzić ze smutną konstatacją, że ten trend się nasila. Gros klientów nawet nie wie, że płaci coraz więcej.

Sam pamiętam jak w początkowych stadiach rozwoju polskiej bankowości, banki walczyły o pozyskanie nowych klientów, aby zaoferować im ROR albo zwykły kredyt. Głównym wabikiem było wysokie realne oprocentowanie rachunku oszczędnościowego lub niskie koszty kredytu. Potem zaczęła się era usług dodanych i nadal trwa: oferowanie kart płatniczych, rachunków maklerskich, polis ubezpieczeniowych, produktów inwestycyjnych (m.in. funduszy inwestycyjnych), usługi doładowania do telefonów komórkowych, itp. Gdy zaczęły spadać stopy procentowe, wysokie realne oprocentowanie stało się zbyt dużym ciężarem dla banków, dlatego je zniwelowano. Aby zwiększać zyski banki zaczęły wymyślać różne jawne lub często ukryte opłaty i prowizje (np. opłata za segregowanie banknotów). Stanowią ono już około jedną czwartą zysków. W międzyczasie wypromowano walutowe kredyty hipoteczne. To działanie znacząco poprawiło zyski z operacji walutowych – następne źródło dochodu banków. Sama różnica na tzw. spread (czyli różnicy między ceną zakupu danej waluty a ceną sprzedaży) wynosiła nawet 4%. Ze świecą w ręku należało szukać banku, który przeliczałby raty kredytowe lub sam kredyt po średnim kursie NBP. Niedawna gorączka zakupów na giełdzie pozwoliła bankom-pośrednikom napędzić nie-wyedukowanych klientów do inwestowania za pomocą funduszy inwestycyjnych. W ten sposób banki pobierały prowizje a ich fundusze kolejne prowizje. Nie będę się wypowiadał szczegółowo o innym ukrytym źródle dochodów. Powiem tylko tyle, że fundusze bankowe mogą w łatwy sposób ustalać cenę zakupu i sprzedaży jednostek funduszów, ale także kształtować wycenę jednostki funduszu! Tylko osoba naiwna może wierzyć w tzw. „chiński mur” i że gra toczy się fair play. Strzyżenie owiec stało się bardzo wydajne. Bessa na giełdzie przyhamowała ten proceder, więc banki, aby przyciągnąć nowych klientów zmuszone zostały nieznacznie do podniesienia oprocentowania lokat oszczędnościowych. Za to koszty kredytów rosną jeszcze szybciej, pomimo obowiązywania ustaw regulujących te kwestie. Od przynajmniej roku trwa nagabywanie klientów przez banki albo prywatne firmy z nimi powiązane na „bezpieczne produkty strukturyzowane”. Ostatnio znany giełdowy bank poinformował, że rosną zyski ze sprzedaży tego typu produktów. W skrócie taki produkt strukturyzowany („struktura”) wygląda na inwestycję zwykłą lokatę lub obligacje z reguły na kilka lat powiązaną z zakupem opcji na wybrany instrument. Struktura gwarantuje nam zwrot włożonego kapitału i często opakowana jest w polisę ze względów podatkowych. Duży zysk jest jedynie możliwy, gdy dana opcja wypali np. opcja na wzrost albo spadek indeksu giełdowego, ceny złota, ceny produktu rolnego lub na cokolwiek innego. Jest to dla mnie czysty zakład bukmacherski, gdzie obstawiam czy dany scenariusz się spełni. W zamian bank przez lata korzysta z naszych pieniędzy, pobierze sutą prowizję z góry i jeśli opcja wypali partycypuje w limitowanych zyskach. To on ustala reguły i nie łudźmy się, w każdej sytuacji korzystne są one dla banku. Sytuacja klienta jest pozornie lepsza niż w funduszu inwestycyjnym, bo klient nie straci kapitału. Jeśli struktura nie wypali, to klient ma kapitał ale „wielkie nic” za oddanie na długi czas swoich pieniędzy bankowi. Spróbujmy tylko zerwać taką lokatę strukturyzowaną a zapłacimy za ten fakt drakońsko.

Jeżeli już ktoś lubi spekulować albo hazard, to proponuję mojego autorstwa strukturę. Gdy mamy wolne 10 000 zł, to za 9500 zł kupujemy obligacje zerokuponowe i po roku mamy z powrotem cały kapitał. Za pozostałe 500 zł obstawiamy w każdy tydzień numerki w Lotto albo idziemy do zakładu bukmacherskiego. W ten sposób też zapłacimy prowizję za zakup obligacji, ale gwarantuję, że jest o niebo niższa a zyski z hazardu mogą być niesamowite. Poza tym gdybyśmy wcześniej potrzebowali kapitału zawsze kontrolujemy sytuację, ponieważ możemy sprzedać obligacje. Życzę przyjemnej zabawy.http://www.aphossa.pl
---

Arkadiusz, Inwestor, www.aphossa.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl